Rozdział XI
Czwarty dzień pobytu w Sosnowcu. Jutro wracamy. Czemu to już
jutro?
Dziś.. urodziny. Chłopcy zostali na noc w hotelu, żeby móc
dzisiaj świętować ze mną. Nie lubię być taka ważna. Nie lubię się wywyższać.
Kasia, Aga i Ania zbudziły mnie wcześnie rano. W okolicach
szóstej.
- Sto lat, Sto lat nie żyje nam, sto lat, sto lat niech żyje,
żyje nam!!!! – usłyszałam chórek.
- Oo, dzięki!- przetarłam oczy- A to co?
- A to tort od trenera
i od nas! Za to wszystko! Że ciebie tu mamy!!!- zaczęła krzyczeć Ania
- AAA. – zaczęłam ziewać.- To jak. krójcie ten tort. I
podzielcie się. A ja idę się ogarnąć. Za godzinę mamy trening nie?- rzuciłam z
łazienki.
- Tak!- krzyknęła Kasia. Ale po mimo tego, że łazienka była
zamknięta, słyszałam szelest torebek, papieru no i ich szepty. Znowu
niespodzianki? Nie wyrobię…
Wychodząc z łazienki
zobaczyłam przed sobą je trzy z trzema pakunkami.
Zaczęły mi życzyć spełnienia marzeń, bogatej kariery, żeby
udało mi się w reprezentacji, bez kontuzji, bez porażek, bez kłopotów i
zmartwień… Było za pięknie..żeby było prawdzie… Weście mnie obudźcie. Sen..
Sen.. Nie. To rzeczywistość!!!
Fantastyczne prezenty. Widać, że dostałam je od siatkarek.
Cudowne!!! Wydały na to majątek. Ale, nic nie chciały w zamian..Wszystkim
życzę, aby raz w życiu poznały takie osoby… Dziękuje dziewczyny.
***
Do treningu pozostało 20 minut. Dziewczyny odstresowywały się..
Muzyka na ful. Rock, i melancholia uczuć. Lana Del Rey w moich słuchawkach.
Pukanie do drzwi.
- Ja odtworzę! –rzuciłam. Dziewczyny i tak nie słyszały, za
bardzo skupione, za mało obecne.
Otwierając drzwi nikogo tam nie było. Przede mną stał tylko
koszyk pełen róż. A w nim liścik: „Przepraszam za wszystko. Mam nadzieję, że mi
wybaczysz. Będę na waszym treningu. M. ;*”
Taak. I co on myślał. Że tymi kwiatami mnie udobrucha? Nie
jestem taka łatwa. Ale koszyk z ponad pięćdziesięcioma różami musiał sporo kosztować…
A może mu wybaczyć?
Nie miałam głowy żeby przejmować się chłopakami.
Wchodzimy na trening razem z Kasią. Aga i Ania poszły jeszcze
pod piątkę po dziewczyny.
Wejście do szatni. Trener, dziewczyny i sztab szkoleniowy.
Chóralne „Sto lat!!!” I znowu paczki, siatkarskie. Prezenty!! Tak się cieszyłam w przedszkolu na
widok torby urodzinowej z Kubusiem Puchatkiem pełnej słodyczy i gier planszowych.
To było coś.. Teraz nie chcę robić problemu.. nie każdego stać na prezenty..
Ale ponad 25 paczek prezentów. Czułam się jak … wyłudzaczka.
Ale największy prezent zrobił mi trener. Dostałam powołanie
do kadry na Mistrzostwa Europy 2013!!! Usiadłam z wrażenia. Mało brakowało, a
dostałabym zawału.
Trening, jak to trening. Dla mnie to lekcja przygotowania do
siatkarskiego świata. Kocham to. Kocham wszystko. Jako jedna z niewielu dziewczyn kocham się
pocić, męczyć się. Nic nie dodaje mi takiego kopa jak dobra gra w siatkówkę lub
bieg na 5 kilometrów. Jestem szczęśliwa kiedy się zmęczę! Tak, jestem dziewczyną.
Ćwiczenia, rozciąganie, atak, przyjęcie, wystawa, kontra. Nie
wiedziałam, że da się to ćwiczyć. U nas tego nie było. U nas była rzucana
piłka.. jak chcecie to grajcie.. jak nie to możecie usiąść i siedzieć.. prawda
wf w naszej szkole.
Tutaj czułam, że żyję.. czułam, że jestem w siatkarskim raju,
do którego wchodzą tylko najlepsi. Poczułam przy sobie.. wiem to dziwne.. Agatę
Mróz.. mój wzór.. Nic bardziej nie nastrajało, jak zobaczyć jej zdjęcie w
gablocie przy wejściu. Grała na tym parkiecie. Tu kaleczyła swoje kolana, swoją
psychikę,.. żeby potem na turniejach, mistrzostwach znowu odbudować to co
straciła. Wiem na co się piszę.. Wiem, że nie zawsze będzie łatwo. Ale życie jest pełne problemów. Pełne
niepowodzeń. Mam szansę .. jedną na milion. Ja chcę być tym jednym. Chcę
pokazać, że mogę i chcę. Kocham to!
***
Mariusz był na treningu, ale ja nie chciałam zaczynać tematu,
rozmowy. Jutro wyjeżdżam. Ale wrócę na zgrupowanie po zakończeniu roku. Teraz
tylko czekać na wyniki egzaminu. Mam nadzieję, że dostanę się Do SMS w
Sosnowcu. Marzenie.!
Podszedł do mnie.
- Jak się podałby ci się kwiaty?- zapytał bez uprzedzenia
Mariusz.
-Bardzo ładne. Kosztowały wiele?- irytacja mojego pytania w
głowie brzmiała ciut łagodniej.
-Nie tak wiele.. co to było. – machnął ręką.- ale ty dzisiaj
świętujesz.. mam coś jeszcze dla ciebie. Zamknij oczy- poprosił.
Do ręki wsunął mi łańcuszek.
- Możesz otworzyć.
Na ręku lśnił srebrny łańcuszek z dwoma medalikami. Tak to nazwę. Jeden to „M”
najprawdopodobniej od imienia Mariusz.. a drugi „Siatkówka is my life!” Ten
drugi był trafiony. Z tym pierwszym mógł się wstrzymać.
- Dzięki. Ale nie mogę tego przyjąć. ..
- Nie. To jest na pamiątkę! Koniec kropka. To już należy do
ciebie!- naciskał mnie.
- Niech ci będzie. .. słuchaj .. jutro wyjeżdżam. Możemy już
tu i teraz się pożegnać? – zapytałam.
-Szkoda. Ale dobrze. Cieszę się że cię poznałem..szkoda, że
tak krótko tu byłaś… ale życie. Jesteś świetna w tym co robisz. Jesteś najlepsza!-
w tym momencie skończył. Pocałował mnie.
- Żegnaj. – rzuciłam. Nie mogłam nic powiedzieć, bo zaczęłabym
płakać. Nie lubię pożegnań..
***
Po treningu miałyśmy siłownię.. nic szczególnego. Potem
trener rozmawiał z moją mamą przez telefon.. przy okazji złożyła mi życzenia
.. Trener nalegał, żebym mogła przyjechać na zgrupowanie w
lipcu. Mama się zgodziła. ME nadchodzę!!!
Była szesnasta. Do imprezy dwie godziny. Dwa w jednym. Pożegnalna
i urodzinowa. Impreza była u chłopaków w hotelu. Dwie reprezentacje. Męska i
żeńska. Ciekawe, jak to będzie wyglądać..
Teraz zadaje sobie tylko jedno pytanie: czemu nie było mnie tutaj wcześniej? :D Świeetne jest! :)
OdpowiedzUsuńU mnie nowy, także jeśli masz czas i ochotę to zapraszam :)http://siatkowkaczylimarzeniagodnespelnienia.blogspot.com/
Świetny blog i rozdział ;-)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie.
www.aloone321.blogspot.com
Miłej lektury;-)