Rozdział IX
Obudziłam się o siódmej. Obudziłam się.. słońce mnie
obudziło, a że miałam łóżko naprzeciwko okna promienie padały idealnie na moją
brzydką twarz. Tak. Brzydką.
Śniadanie miałam o ósmej. Więc poszłam do łazienki i trochę
się ogarnęłam. Gdy wyszłam, Kasia i Ania też już nie spały. Aga jeszcze zakryta
pod kołdrą drzemała i mówiła „jeszcze pięć minut,.. proszę.”
- Hej. Jak minęła noc.?- to pytanie skierowała do mnie Kasia.
- Całkiem dobrze.- odpowiedziałam
- A ty zawsze tak wcześnie wstajesz?- zapytała zaspana Ania.
- Mniej więcej. Jak idę do szkoły to nawet o piątej
trzydzieści mi się zdarza. – spojrzałam na nią z dość zabawną miną. Zaśmiała
się.
-Dobra dziewczyny. Ogarnąć się trzeba. Proszę mnie
przepuścić. Zmierzam do łazienki.- jak zwykle Kasia musiała powiedzieć to tak,
żeby wszystkim zachciało się śmiać.
- Ajć. Dzisiaj siłownia- zmarszczyła czoło Ania.
Agnieszka podniosła się z łóżka.
- Nie lubię siłowni.! – zaprotestowała.
- Ja też nie- mruknęłam.
- No ale mięsnie masz wyrobione. – zaśmiała się Aga
- Mięśnie?! Ciekawe gdzie ty je widzisz.. Chyba jeszcze śpisz
.. głupoty gadasz. – odpowiedziałam śmiechem.
-Nie jest tak źle. Po wczorajszym meczu jestem zaskoczona
twoją grą- powiedziała Ania.
- Noo i to bardzo. Czemu ty masz tak silny serwis. A jesteś
nie za wysoka jak na siatkarkę o takiej sile.- dopowiedziała Aga .
- Haha. No nie wiem. Tak mi się to wzięło. Jak coś się kocha
to robi się to dobrze. Na te 110%. Jeszcze wiele muszę dopracować. Wiele
przejść. Mam nadzieję, że dam radę.
Dochodziła siódma trzydzieści. Kasia zwolniła łazienkę.
Dziewczyny poszły kolejno „ogarnąć się”. Tak aż do ósmej.
Wychodząc na korytarz, łagodny wiaterek rozwiewał moje włosy.
Top model. Wersja siatkarska. Nic bardziej nie wprawiało mnie w euforie.
Talerze zastawione różnorodnymi owocami. To bajka. Kocham
owoce. Ale było też coś innego do wyboru. Nabiał na przykład. Ale każda jadła
to co jej smakowało.
***
Trening. Siłownia. Nie lubię tej siłowni. Kojarzy mi się
z..em.. z moim panem od wf, a to nie jest fajne wspomnienie. Ale tak nadrabia
się siłę i swój niezrównoważony charakter.
Nie będę tu pisać jak się czułam podnosząc te
kilogramy, bo było ciężko. Mięśnie obolałe. Ale to, co mnie najbardziej
zaskoczyło to te skupienie na twarzach dziewczyn. Zero śmiechu. Zero jakiś nie
potrzebnych zagrań. To było najbardziej odpowiednie przy tym i w tym miejscu.
Na siłowni byłyśmy przez dwie i pół godziny. Mięśnie bolały i
bolały, jakieś pięć godzin. Na dłoniach pojawiły się odciski od sztangi. Bolące
wybrzuszenia, które były czymś w rodzaju kamieni, drobnych kamieni pod skórą.
Bolesne, ale prawdziwe.
Do 15 miałyśmy wolne. Więc. Była jedenasta trzydzieści. Trzy
godziny wolnego. Ja chciałam zostać w pokoju, pomyśleć, ale Kasia mi na to nie
pozwoliła.
- Nie pozwolę ci tu siedzieć i się zadręczać. Mamy trzy
godziny.. nie wiele, ale zabieram cię na miasto. Sosnowca się poznało trochę
przy ostatnim zgrupowaniu. Idziemy na zakupy! –wyciągnęła rękę i pociągnęła
mnie za sobą. Nie miałam wyboru. Zgodziłam się z nią iść.
Wiele nie trwała ta nasza cisza. Jak tylko wyszłyśmy z
ośrodka zaczęła nawijać Kasia. Nie pamiętam dokładnie od czego się zaczęła
rozmowa o chłopakach, ale tam ten temat podlega stu procentowej cezurze.
Prosiła, żeby nikomu nie powtarzać tej rozmowy. Więc nie będę.
Weszłyśmy do galerii. Nie zbyt dużej, nie zamarłej. Ale
entuzjazm Kasi mnie onieśmielał;
- OOO. Zakupy. Kocham zakupy. Proszę obejdźmy te sklepy. – z
miną szczeniaczka podeszła do mnie i prosto w twarz powiedziała- Pójdziemy?
- Dobrze! Tylko ja nie mam pieniędzy. Mam na powrót. I może
na jakiś wypad. A zostawiłam je w ośrodku…- w tym momencie Kaśka mi przerwała.
-Nic mi nie mów o pieniądzach! Dzisiaj ja płace za twoje i
moje zakupy. Nie mów, że nie chcesz, bo i tak coś ci kupię! –rzuciła.
-Nie mogę tego przyjąć…- wymamrotałam.
- Przyjmiesz! – nie dała mi więcej dojść do słowa w tym
temacie.
Środek galerii. Olbrzymia fontanna. Woda z niej dodawała
trochę świeżości, tak jak ta wczorajsza. Ale widok siedzącej tam pary totalnie
mnie zaskoczył. Mariusz całował się z jakąś dziewczyną. Wiem głupie, nie
dorzeczne.. przecież ja go nie znam.. przynajmniej teraz wiem, żeby w to nie
wchodzić i nie psuć komuś życia.
Kasia ciągała mnie po wszystkich sklepach. Kocham zakupy, ale
nie chętnie podchodzę do faktu, że ktoś za mnie płaci… ale ona nie pozwoliła mi
wyjść ze sklepu dopóki nie wezmę z sobą jednej rzeczy. Tak dorobiłam się
kilkunastu nowych. I jednego siatkarskiego prezentu … srebrny łańcuszek z
napisem „moje życie to siatkówka. Dla Kasi ” Specjalnie dla mnie. Specjalnie
mnie tu zaciągnęła. Miała to ukartowane. Pomimo różnicy wieku, dogadywałam się
z nią lepiej niż z niektórymi dziewczynami ze szkoły. Jak to określiła sama
Kasia „początek pięknej przyjaźni.”. Zwykła dziewczyna ze swoim autorytetem.
Piękne!
***
Te dwie i pół godziny szybko minęły. Na zakupach. W kawiarni.
Przy rozmowach. Tak jak z prawdziwą przyjaciółką.
Trening. Rozgrzewka. Atak. Przyjęcie. Rozmowa z trenerem. Po
dwóch dniach stwierdził, że muszę się tu uczyć w SMS. Szkoła Mistrzostwa
Sportowego piłki siatkowej. To takie coś
jak w Spale, tylko dla dziewczyn. Trener gwarantował mi stypendium, miejsce w internacie. Wszystko.
Nawet na swoje wydatki dostawałabym co nie co. Kusząca propozycja wymagała
pomyślenia. I rodziców. I skończenia gimnazjum. Spełnienie marzeń.? W końcu?
Reprezentacja? Kluby? .. Kto by mnie chciał.
…
***
Jutro trening otwarty. Nie ma siłowni. Jest tylko siatkówka.
Nie będę rozdawać autografów, bo nikt
mnie nie zna. Nie wiedziałam tylko, że tak to wszystko się potoczy…
__________________________________________________
tak więc nowy rozdział ;))
Komentujcie, udostępniajcie, pokarzcie, że wam się podoba ;** ;DDD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz