niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział IX - "Przyjaźni nie liczy się w latach"



Rozdział IX
Obudziłam się o siódmej. Obudziłam się.. słońce mnie obudziło, a że miałam łóżko naprzeciwko okna promienie padały idealnie na moją brzydką twarz. Tak. Brzydką.
Śniadanie miałam o ósmej. Więc poszłam do łazienki i trochę się ogarnęłam. Gdy wyszłam, Kasia i Ania też już nie spały. Aga jeszcze zakryta pod kołdrą drzemała i mówiła „jeszcze pięć minut,.. proszę.”
- Hej. Jak minęła noc.?- to pytanie skierowała do mnie Kasia.
- Całkiem dobrze.- odpowiedziałam
- A ty zawsze tak wcześnie wstajesz?- zapytała zaspana Ania.
- Mniej więcej. Jak idę do szkoły to nawet o piątej trzydzieści mi się zdarza. – spojrzałam na nią z dość zabawną miną. Zaśmiała się.
-Dobra dziewczyny. Ogarnąć się trzeba. Proszę mnie przepuścić. Zmierzam do łazienki.- jak zwykle Kasia musiała powiedzieć to tak, żeby wszystkim zachciało się śmiać.
- Ajć. Dzisiaj siłownia- zmarszczyła czoło Ania.
Agnieszka podniosła się z łóżka.
- Nie lubię siłowni.! – zaprotestowała.
- Ja też nie- mruknęłam.
- No ale mięsnie masz wyrobione. – zaśmiała się Aga
- Mięśnie?! Ciekawe gdzie ty je widzisz.. Chyba jeszcze śpisz .. głupoty gadasz. – odpowiedziałam śmiechem.
-Nie jest tak źle. Po wczorajszym meczu jestem zaskoczona twoją grą- powiedziała Ania.
- Noo i to bardzo. Czemu ty masz tak silny serwis. A jesteś nie za wysoka jak na siatkarkę o takiej sile.- dopowiedziała Aga .
- Haha. No nie wiem. Tak mi się to wzięło. Jak coś się kocha to robi się to dobrze. Na te 110%. Jeszcze wiele muszę dopracować. Wiele przejść. Mam nadzieję, że dam radę.
Dochodziła siódma trzydzieści. Kasia zwolniła łazienkę. Dziewczyny poszły kolejno „ogarnąć się”. Tak aż do ósmej.
Wychodząc na korytarz, łagodny wiaterek rozwiewał moje włosy. Top model. Wersja siatkarska. Nic bardziej nie wprawiało mnie w euforie.
Talerze zastawione różnorodnymi owocami. To bajka. Kocham owoce. Ale było też coś innego do wyboru. Nabiał na przykład. Ale każda jadła to co jej smakowało.
***
Trening. Siłownia. Nie lubię tej siłowni. Kojarzy mi się z..em.. z moim panem od wf, a to nie jest fajne wspomnienie. Ale tak nadrabia się siłę i swój niezrównoważony charakter.
  Nie będę tu pisać jak się czułam podnosząc te kilogramy, bo było ciężko. Mięśnie obolałe. Ale to, co mnie najbardziej zaskoczyło to te skupienie na twarzach dziewczyn. Zero śmiechu. Zero jakiś nie potrzebnych zagrań. To było najbardziej odpowiednie przy tym i w tym miejscu.
Na siłowni byłyśmy przez dwie i pół godziny. Mięśnie bolały i bolały, jakieś pięć godzin. Na dłoniach pojawiły się odciski od sztangi. Bolące wybrzuszenia, które były czymś w rodzaju kamieni, drobnych kamieni pod skórą. Bolesne, ale prawdziwe.
Do 15 miałyśmy wolne. Więc. Była jedenasta trzydzieści. Trzy godziny wolnego. Ja chciałam zostać w pokoju, pomyśleć, ale Kasia mi na to nie pozwoliła.
- Nie pozwolę ci tu siedzieć i się zadręczać. Mamy trzy godziny.. nie wiele, ale zabieram cię na miasto. Sosnowca się poznało trochę przy ostatnim zgrupowaniu. Idziemy na zakupy! –wyciągnęła rękę i pociągnęła mnie za sobą. Nie miałam wyboru. Zgodziłam się z nią iść.
Wiele nie trwała ta nasza cisza. Jak tylko wyszłyśmy z ośrodka zaczęła nawijać Kasia. Nie pamiętam dokładnie od czego się zaczęła rozmowa o chłopakach, ale tam ten temat podlega stu procentowej cezurze. Prosiła, żeby nikomu nie powtarzać tej rozmowy. Więc nie będę.
Weszłyśmy do galerii. Nie zbyt dużej, nie zamarłej. Ale entuzjazm Kasi mnie onieśmielał;
- OOO. Zakupy. Kocham zakupy. Proszę obejdźmy te sklepy. – z miną szczeniaczka podeszła do mnie i prosto w twarz powiedziała- Pójdziemy?
- Dobrze! Tylko ja nie mam pieniędzy. Mam na powrót. I może na jakiś wypad. A zostawiłam je w ośrodku…- w tym momencie Kaśka mi przerwała.
-Nic mi nie mów o pieniądzach! Dzisiaj ja płace za twoje i moje zakupy. Nie mów, że nie chcesz, bo i tak coś ci kupię! –rzuciła.
-Nie mogę tego przyjąć…- wymamrotałam.
- Przyjmiesz! – nie dała mi więcej dojść do słowa w tym temacie.
Środek galerii. Olbrzymia fontanna. Woda z niej dodawała trochę świeżości, tak jak ta wczorajsza. Ale widok siedzącej tam pary totalnie mnie zaskoczył. Mariusz całował się z jakąś dziewczyną. Wiem głupie, nie dorzeczne.. przecież ja go nie znam.. przynajmniej teraz wiem, żeby w to nie wchodzić i nie psuć komuś życia.
Kasia ciągała mnie po wszystkich sklepach. Kocham zakupy, ale nie chętnie podchodzę do faktu, że ktoś za mnie płaci… ale ona nie pozwoliła mi wyjść ze sklepu dopóki nie wezmę z sobą jednej rzeczy. Tak dorobiłam się kilkunastu nowych. I jednego siatkarskiego prezentu … srebrny łańcuszek z napisem „moje życie to siatkówka. Dla Kasi ” Specjalnie dla mnie. Specjalnie mnie tu zaciągnęła. Miała to ukartowane. Pomimo różnicy wieku, dogadywałam się z nią lepiej niż z niektórymi dziewczynami ze szkoły. Jak to określiła sama Kasia „początek pięknej przyjaźni.”. Zwykła dziewczyna ze swoim autorytetem. Piękne!
***
Te dwie i pół godziny szybko minęły. Na zakupach. W kawiarni. Przy rozmowach. Tak jak z prawdziwą przyjaciółką.
Trening. Rozgrzewka. Atak. Przyjęcie. Rozmowa z trenerem. Po dwóch dniach stwierdził, że muszę się tu uczyć w SMS. Szkoła Mistrzostwa Sportowego piłki siatkowej.  To takie coś jak w Spale, tylko dla dziewczyn. Trener gwarantował mi  stypendium, miejsce w internacie. Wszystko. Nawet na swoje wydatki dostawałabym co nie co. Kusząca propozycja wymagała pomyślenia. I rodziców. I skończenia gimnazjum. Spełnienie marzeń.? W końcu? Reprezentacja? Kluby? .. Kto by mnie chciał. 
***
Jutro trening otwarty. Nie ma siłowni. Jest tylko siatkówka. Nie będę rozdawać autografów, bo nikt  mnie nie zna. Nie wiedziałam tylko, że tak to wszystko się potoczy…
__________________________________________________
tak więc nowy rozdział ;)) 
Komentujcie, udostępniajcie, pokarzcie, że wam się podoba ;** ;DDD 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz