sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 26

Przekonaliście mnie! Nowy rozdział miał być w sierpniu.. będzie jeszcze jeden w lipcu :)) Wszystko przez te pisanie na gg i asku o nowym rozdziale... ehh.. ;D Widzę, że wam sie podoba :DD Po komentarzach zresztą też widzę że wam zależy.. chyba, że ja to źle interpretuję ;p Za nim mam czas.. będę pisała tego bloga.. potem.. eh.. potem.? Nie wiem co będzie potem XD Powiem tyle podoba się- komentuj ;)) To ostatni rozdział jak na razie. Czas wypocząć na wakacjach ;)) Mam wrażenie, że jest trochę dłuższy.. Tylko pozory? Mam nadzieję, że się podoba ;))
Miłego czytania ;***


_______________________________________________________________
Jednak.. zasnęłam.. ze łzami na policzku. Mój tata miał wypadek.. mi nic o tym nie wiadomo. Dowiaduję się od znajomych. Taka ze mnie wyrodna córka.. Ale przecież kiedy ja miałam wypadek, oni dobrze wiedzieli co mi jest.. a i tak otrzymałam jeden telefon i to jeszcze z wyrzutami, że to wszystko przez moje głupie marzenia..Nie chcę się tym zamartwiać.. Teraz sobie myślicie, że jestem potworem.. Ale tak samo zrobilibyście wy. Moje uczucie do moich rodziców jeszcze się tliło.. ale już mało brakowało, żeby zupełnie zgasło...
Dziś miałam ostatni trening na hali. Kocham parkiet! Chociaż czasami zastanawiam się czy to co robię ma sens.. Może lepiej byłoby, żeby znalazła normalny zawód. Inaczej wyglądałabym jako hm... nie wiem? Nie wiedzę siebie nigdzie.. oprócz jednego. Siatkarskiego parkietu. Najlepiej czuję się w stroju sportowym i z nakolannikami na kolanach. Najlepiej czuję się, gdy mogę dotknąć piłki, zaatakować, odbić, zagrać... Tak mało potrzeba mi do szczęścia.. Tak.. A może aż tyle? 
Kocham ten sport.. I nienawidzę jednocześnie. Jak wychodzę z siłowni mam dość wszystkiego.. Zastanawiam się, czy tego nie zakończyć. Jednym wyjściem z sali... Ale i tak wiem że nie wytrzymam dnia bez piłki.. odbicia..Czasami boli.. Bolą mięśnie, kości... psychika siada.. Ale kiedy wychodzę w pierwszej szóstce wiem jedno- gram, bo to kocham! Wiele poświęcam. Straciłam bliskich.... siatkówka mi pozostała.. I siatkarscy przyjaciele. Kocham to co robię! I love VOLLEYBALL.! 
Mogłabym tak pisać i pisać ile znaczy dla mnie siatkówka.. Ale zabrakło mi by słów, abym to opisała.. Naprawdę. 
Zacznijmy od początku.
Zaczął się wspaniały dzień. Słońce budziło promieniami. Leciutko łaskocząc nasze twarze.. Aż chciało się wstać...Boże?! Co ja gadam? Piszę. Wcale tak nie było. Za oknem lało. Deszcz barabanił o parapet, co nie dawało spać ani mi, ani Kasi. Chętnie zawinęłabym się w koc i nie wstawała.. Przeczekała tą paskudną pogodę. Jednak nie. Siatkówka wzięła górę. Trzeba wstać. Iść na trening. Pieprzony profesjonalizm. Właśnie.. Kocham to wszystko przecież. 
Kasia przewracała się z boku na bok. Chociaż na boisku dawała z siebie wszystko, była leniuchem. Weszłam do łazienki. Odkręciłam wodę. Chłodny prysznic łaskotał moje ciało. Ząbki wymyte. Czas włożyć coś na siebie. Wyjęłam jakieś szorty, bokserkę i bluzę. Głupio to wyglądało. Szorty & Bluza .. Połączenie idealne. Ściągnęłam Kasię z łóżka. Wiem.. Była dobita po ostatnim telefonie. Ale żyć trzeba dalej... po mimo wszystko.. Łzy nie powrócą nam człowieka.. Człowiek nie powróci przez łzy..
We dwie poszłyśmy na śniadanie. Wzięłam na talerz nawet nie wiem co... Chyba to były gofry.. Z owocami. Mniam. usiadłyśmy razem przy oknie. Kasia bawiła się łyżką od herbaty ciągle mieszając zawartość kubka. 
- Zjedz coś - mruknęłam.
- Nie jestem głodna. - chlipnęła. Widziałam jak zastanawia się nad czymś. Widziałam, że powstrzymuje płacz. Widziałam.. chociaż tak naprawdę nic nie mogłam zrobić.  
- Zjedz! Masz zjeść to.. zrób to dla mnie.- popatrzyłam błagalnym wzrokiem. Ona skwitowała to spojrzeniem, typu "Naprawdę?!". Odechciało mi się ją przekonywać. 
Prędzej czy później posiłek został zjedzony. Nawet Kasia, zjadła swoje gofry.. I wypiła zawartość przezroczystej szklanki, co zwie się herbatą. 

Przebrać się i go to the siłownia. Eh.. Będziemy rzeźbić!!! Kilka powtórzeń... Kilka.. naście serii. Trener Makowski mnie chce wykończyć! No bo jestem najmłodsza? To da mi wycisk i myśli, że zrezygnuje z myśli o siatkówce? Życzę powodzenia kochany panie trenerze!.

Dobra. Dwu godzinna siłownia.. za nami! Yupilaa! haha. Teraz.. Teraz odpocząć. Na obiad. I z powrotem.. Tym razem na moją ukochaną halę.  Ostatni raz odwiedzam spalską halę.. eh.. Potem do Bełchatowa. Em..
Może będzie lepiej, kiedy siatkarze za mną zatęsknią? Ej.. Boże..Czemu jestem egoistką? Ale fajnie tak pomyśleć, że dla kogoś jesteś naprawdę ważny.  Zatęsknią. Muszą. Ale zaraz.. oni nic nie muszą.. mogą..Nie nie.. za mną MUSZĄ zatęsknić. Postanowione.

Obiadek dzisiaj mnie zaskoczył. Owoce morza. Mniam.. chociaż nigdy nie miałam ich w ustach. Na stołówkę weszłam sama. Kasia ślęczała na łóżku i czekała na telefon.. związany zapewne z pogrzebem.. Życie jest straszenie kruche.. Eh.. Usiadłam sama.. Sama nadłubywałam krewetki na widelec, śmiejąc się sama do siebie. Przede mną siedzieli nasi...em.. Siatkarze. Nie mogło obyć się bez ich wkroczenia na moje terytorium. 
-Ej Kasia!- zawołał Igła- Chodź do nas!- uśmiechnął się i spojrzał się w moim kierunku. 
- Nie.. zostanę na swoim miejscu. - uśmiechnęłam się w stronę grupki wielkoludów, zajadających smacznie swoje ofiary.. 
Zerknęłam jeszcze raz na stolik naszych złotek, a oni szepcząc wyruszyli w moim kierunku. 
- Nie chciałaś przyjść do siatkarzy, siatkarze przyszli do ciebie- powiedział Kurek siadający obok mnie. Otoczyli mnie.. NO! Piter siedział na przeciwko mnie.. A jego nogi pod moim krzesłem.. Miło mi. 
- Zrozumcie.. chcę delektować się tymi różowymi.. em.. Tak w ogóle to czym są krewetki? - obejrzałam dokładnie okaz, który miałam na widelcu.
- Tak myślę.. że chyba.. że chyba- ciągnął Pit.- Nie wiem czym są te różowate robaki.
- Robaki?! - już żałowałam, że zadałam to pytanie naszym mądrusiom.
- Pit!- krzyknął ZB9.. Ja też mam to na talerzu..- prychnął.
- Przynajmniej nie żyjesz w przekonaniu, że krewetki to nie robaki.- sens tego zdania stracił w ustach Pita swoją rozumowość.Ta.. rozumowość..Moja polskość spadła na dno. A kto kończył gim z celującym z polaka?  Zmienili mnie.. Nawet wyrazić się nie umiem! 
- Dooobra. Miałam chęć zjeść ostatni obiad w spalskiej stołówce. Szkoda, że musieliście wejść z butami w mój talerz!- rzuciłam z udawaną złością.
- A gdzie ty na swoim talerzu nasze buty widzisz?- warknął Pit z niedowierzaniem.- Chcesz zasmakować mojej podeszwy z brudnego parkietu?- obrzydził mi tym samym cały posiłek. Cały Pituś.
- Nie.. ona podziękuję, za twoją podeszwę.- odchrypnął Kurek.
- Pytanie ode mnie..mogę?- zapytał Winiar. Przytaknęłam w jego kierunku.- No to.. Czemu żeńska reprezentacja wyjeżdża ze Spały, zwalniając miejsce dla obcokrajowców? Przecież to niedorzeczne.  To jest Polska, a polska reprezentacja zwalnia miejsce dla Serbów. - z dezaprobatą powiedział nasz Misiek.
- Pozdrów Pana prezesa.. Nie mam pojęcia, czemu związek tak cwaniaczy.-odrzekłam z taką samą intonacją, jak Winiar w moim kierunku.
- Eh.. This is POLSKA- prychnął Ignaczak..- A fajnie było podziwiać was na treningu.. I te nogi..- rozmarzł się Igła.
-Hola, hola. Nie rozpędzaj się tak bo za daleko zajedziesz i już nie wrócisz- skarciłam Igłę.
- Oj tam.-wtrącił Zbyszek.- A szczególnie jak grały.. takie piękne to było.. 
- Te mięśnie większe od twoich- pojechał go Guma.
- Ta.. chciały by.. Taką siłę ataku mieć jak fenomenalny Zbyszek Baartman!- sam siebie podsumował Zibi. Jakże oryginalnie.. Jakże skronie..Phii..
- Nie bądź taki pewien.- nasłuchując ich rozmowy, postanowiłam wtrącić swoje 5 groszyy.. 
-Tak? Co masz na myśli? - podrapał się po brodzie ZB9.
- To, że ona gra lepiej od ciebie ZIBI!- znów w rozmowę wtrącił się Guma.
- Ale pojechał!!! - chórkiem wypowiedziane przez 7 siatkarzy. Już coś miał odpowiedzieć ZB9.. Ale chyba miał trochę szacunku, żeby przymknąć swoją jadaczkę. W końcu to Zagumny! Legenda.. żywa legenda! Ta legenda.. powiedział, że gram lepiej od ZB9? ŚNIĘ??!!
- Dobra.. Ale tak w ogóle, skąd wiecie.. jak ja was na treningu nie widziałam?- zapytałam z niedowierzaniem.
- Ma się swoje kryjówki.- poruszał brwiami Igła.- Spalskie zgrupowania nie poszły na marne.
- No a jak!- poparł go Kubiak- W tam tym roku były tu reprezentantki Brazylii.. Uwierz wy jesteście w 200% ładniejsze.. Bardziej giętsze..
- Giętsze!?- prychnął Bartman.- W jakim sensie "giętsze"?-zapytał z szokowany atakujący, biorąc słowo "giętsze" w cudzysłów.. 
- No wysportowane. O to mi chodziło.- uśmiechnął się niewinnie Kubiak. 
- Głodnemu chleb na myśli- podsumował Żygadło.-A tak w ogóle.. to czemu ty nie grasz na rozegraniu? Jesteś lepsza pod siatką, niż w polu.. Uwierz..
- Po pierwsze.. przez wzrost.. a po drugie.. em..- drugiego powodu tak naprawdę nie było.. 
- Phi.-. zaczął Ignaczak. A co powiesz o Woickim? On nie jest wyższy ode mnie, a całkiem dobrze wystawia.. 
- Ma chłopak talent.- rzekłam.
- Ta.. a ty pewnie dwie lewe ręce- prychnął Ignaczak.- zrozum jesteś świetna w tym co robisz. - to zdanie znalazło stwierdzenie u pozostałych wszamających posiłek, siatkarzy. Jeszcze kilka sucharów Igły i pośpieszyłam do pokoju, niosąc w ręce kanapkę dla Kasi.
Znowu problem z otwarciem tych chorych drzwi! 
Czemu??! 
W końcu. Weszłam do środka. Kasia leżała. Czekała na zbawienie.. czy po prostu.. wiadomość jaką usłyszała przez czarny przyrząd do dzwonienia, zwany telefonem komórkowym, jest na tyle traumatyczna, że nie może się podnieść. Podeszłam do jej łóżka. Żyje! Całe szczęście! 
Śpi. 
Ale nie.
 Jednak nie śpi.
-Przyniosłam ci małą przekąskę. Zjedz coś- znowu błagalnym wzrokiem spojrzałam na nią. Ona posłusznie wzięła kanapkę z sałatą, serem, szynką i pomidorem. Powoli przeżuwała każdy kęs. Widać, że płakała. Tusz i eyeliner zamiast na oczach, były na policzkach. 
- Płakałaś?- rzuciłam pytanie, na które znałam już odpowiedź.
- Tak. - odrapała smutno zsuwając się na łóżko.
- Wiesz.. Kocham cię najbardziej na świcie.
- Oprócz siatkówki.. - rzuciła z uśmiechem. Powoli powróciły do niej emocje.. Te bardziej radosne.
- No ok.- uśmiechnęłam się na znak pokoju.- Wiesz, że przejmowanie się tym, że kogoś już z nami nie ma nie ma sensu? Przecież to nie wróci mu życia, a ty możesz je stracić- wiem brutalnie.. tak trochę nieprawdopodobnie.. ale trzeba jakość wstrząsnąć naszą atakującą. - Wiem.. łzy są oznaką, że na czymś, kimś ci cholernie zależy.. Ale życie jest życiem. Trzeba się podnieść i iść dalej bez względu na wszystko. - przytuliłam ją do siebie siadając koło niej.- Nie martw się już no! Ja zawsze będę przy tobie..Jak nie osobiście to telepatycznie.- uśmiechnęłam się w jej stronę. Poważna obietnica składna na siatkarskie serce. 
- Dziękuję ci, że jesteś.- uśmiechnęła się, a po policzku spływały jej kolejne łzy. - Bartek miał racje..- powiedziała po chwili, a ja nasłuchując co ma mi do powiedzenia, czekałam niepewności - Ty naprawdę jesteś dorosła jak na swój wiek. Spokojnie bylibyście świetną parą.- ja samoczynnie wsadziłam na swoją twarz sztuczny uśmiech, oznaczający tak naprawdę klęskę na linii Bartek-Kasia. Teraz sama nie wiem co mam zrobić.


Razem wyruszyliśmy na trening na hali. Przebrane, zwarte i gotowe do postawienia sobie wyższej poprzeczki. Do pokazania wszystkim czym jest dla nas siatkówka. Odpowiedź była prosta. WSZYSTKIM.

7 komentarzy:

  1. Boże cudowne ! Czekam na więcej : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :) Jestem bardzo ciekawa co się jeszcze wydarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział :) jestem ciekawa co będzie dalej się diało

    OdpowiedzUsuń
  4. Świenie :D Już się nie moge doczekać następnego :)
    A tymczasem zapraszam do siebie :
    http://niezawszedostajemytocochcemy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na następny :) Mam nadzieję, ze jeszcze w lipcu :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Dopiero dziś przeczytałam wszystkie rozdziały, naprawdę fajnie piszesz, opisujesz to tak jakby rzeczywiście się to działo. Widać jak kochasz siatkówkę ;) Czekam na kolejny. Pozdrawiam :D
    P.S. Pisz, pisz chociażby dla własnej przyjemności ;)/ Ania

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger :)
    Aby dowiedzieć się więcej zajrzyj na mojego bloga:
    my-love-volleyball.blogspot.com
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń