wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział XXIII- "Szkoda."



Rozdział XXIII
-To co będziemy tak stać i uśmiechać się w bilbord?- zaśmiałam się i zerknęłam na Kurasia.
-Tak.. To znaczy nie! Mamy iść do trenera.. O Boże. On mnie zabije!! Jesteśmy spóźnieni już godzinę! Nie.. on mnie na pewno zabije! Ja już nie żyję! ROZUMIESZ! – zaczął histeryzować ten nasz Kurczak. O Boże. Niby to kobiety to takie histeryczki? Siatkarze w tym biją ich na głowę! Na pewno polscy..
-Spokojnie! Nic ci nie zrobi!- rzuciłam- Jak coś to Ciebie obronie.- uśmiechnęłam się. Obok stał Łukasz, wyraźnie zdezorientowany całą sytuacją, ale starał się tylko przysłuchiwać całej rozmowie. Nic się nie odzywał, aż w końcu rzucił, że już musi lecieć i do zobaczenia. Pożegnałam się z nim po przyjacielsku. Kuraś siedział na parapecie sklepu i się kołysał.
- Trener mnie zabije, trener mnie zabije!- powtarzał w kółko.
-Kurek! Ogar.! Za nim  tu siedzieć to może ruszymy się ? Może Ciebie nie zabije.. A zresztą to nie mój problem!- złapałam go za rękę i zaczęłam ciągnąć, aby w końcu ruszył swoje cztery litery. Po kilku minutach ruszył się. W końcu!
-Nigdy więcej nie będę za niego spraw załatwiał! On na bank mnie opieprzy i się skończy! – zasmucał.
- Nie przesadzaj! Nie będzie tak źle.- pocieszałam wielkoluda z wielkim zapałem. On chyba tego nie doceniał. Szkoda.
Zanim się zorientowałam byliśmy przy ośrodku. Dookoła las. Sapała w końcu! Ja też tu mieszkałam, a dopiero dzisiaj zorientowałam się, że trener AA mieszka nade mną! Cyrk. Ja jestem tylko zwykłą, zgubioną w tym świecie dziewczynką, która szuka swojego miejsca na ziemi. Jaki zaszczyt mnie kopną mając AA  nad sobą. Sen po raz tysiąc pięćset sto dziewięćset.
Ledwo weszłam na górę, już miałam nad sobą z 27 par oczu wpatrzonych we mnie. No któż, by pomyślał, że będę na piętrze kadry narodowej. Jedyna dziewczyna w tym otoczeniu, czy coś? Czułam się nie zręcznie, w końcu się odezwałam:
- Hej chłopaki!
- Heeeeeej!- odpowiedzieli chórem,  tak zadziornie, że nie dało się nie wyczuć nutki flirtu.
- Zaraz, zaraz.- zaczął Guma.- Przecież to ta młoda.. czekaj.. Kaśka? – zapytał nie pewnie.
- Dokładnie! – mój entuzjazm nagle ożył.
- Czy mi się zdaje, czy ona od meczu z Włoszkami wyładniała? – kokietował Bartman.
- Zdaje ci się – rzuciłam nie pewnie.
- A co ty tak stoisz! Zapraszamy do nas. Odpoczniesz trochę, posiedzimy, pogadamy i takie tam sprawy? – zaczął Kubiak.
- Nie! Ona pójdzie z nami!- zaczął Winiar z Igłą.- Suszymy ząbki panowie!- zaśmiał się.
-Tak naprawdę chłopaki, ona przyszła do naszego coacha.- zgasił entuzjazm Bartek. Ich mini zbladły. Zbladły.. Dobre określenie.
- A co ty u jasnej cholery chcesz zrobić dla naszego Andrei?- uśmiechnął się ZB9.
-Hmm.. niech pomyślę- moja pewność siebie z młodzieńczych lat jakby wróciła- zamierzam go porwać i wysłać na Antarktydę. Taki mój mały psikus.- to co mi nie wydawało się w ogóle śmieszne chłopaków rozśmieszyło. Tylko Pit drążył temat:
- Ale po co tam? – zapytał.- Kto będzie nas trenował? KTO?! – zaczął się denerwować i zwiał do pokoju.
- On ma atak? – zapytałam.
- Tak. Ciąg dalszy poronionej myśli Pita. Coraz bardziej myślę, że on jest na drodze do szpitala psychiatrycznego.- powiedział Kurek.
-Wiesz co? Nie podejrzewałaby go o to. To taki spokojny chłopak. Eh..No dobra. Czas zapukać w te wrota i dowiedzieć się czego ode mnie chciał wasz trener.- powiedziałam.
- To jednak on chciał coś od ciebie? Uhuhu! Nieźle.- podrapał się po karku ZB9.
-Ty Bartman! Co masz na myśli?- zapytałam.
- Hm.. niech pomyślę.. Co ja tam mam? Hm.. ładne kobiety! O. To,  to ja mam! – zaśmiał się ZB9.
- Jaki skromny!- rzucił Winiar. –Dobra zostawiam was. Życzę miłej rozmowy.- podziękował Winiar i nałożył słuchawki na uszy, Zaczął śpiewać „Somebody that i used to know”. Dokładnie tak jak w odcinku Igłą Szyte. Jak usłyszał to Igła, zaczął się brechać ze śmiechu:
- Ty Winiar!- krzyczał.- Nie jesteśmy do jasnej cholery u konsula!- ze śmiechem wypowiadał każde słowo. Krztusił się swoim śmiechem. Mnie zresztą bolał już brzuch. Z tego wszystkiego zapomniałam po co tu przyszłam, kiedy zza drzwi wyjrzała głowa Gardiniego:
-Ohh. Kasia?- z tym włoskim akcentem wypowiedział każdą literę mojego imienia. – Come on!
No i weszłam. Nie będę opisywać rozmowy po angielsku, ale napiszę to co zrozumiałam:
-Dzień dobry. Mam do ciebie sprawę.-  zaczął trener- No więc chodzi o to, że klub z Włoch, nie jakie Trentino Volley, chciało, żebym podją rozmowy z twoim menadżerem..
- Problem w tym, że aktualnie nie mam menadżera.- odparłam smutno.
- To naprawdę najmniejszy problem. Chodzi tylko o to czy pasuję ci takie a nie inne rozwiązanie.- zapytał.
- Muszę się zastanowić. Tak naprawdę to już piąty klub ubiegający się o mnie.
- WOW. Jesteś świetna, widziałem ciebie na boisku, jak grałaś z moimi rodaczkami. Jesteś świetna! Ale się nie obraź.. Taki szum jaki wokół ciebie się pojawił, może ci tylko zaszkodzić. Nie pozwól, aby ktokolwiek sprawił, aby twój talent znikł, bo jest naprawdę wielki. Dziwi mnie też fakt, że pojawiłaś się tylko raz na takim meczu oficjalnym, a już zabiegają o ciebie kluby! W takim wieku.. To jest po prostu nie wiarygodne! Rodzice muszą być z ciebie dumni. – pogratulował mi pan AA
- Tak. Na pewno kiedyś będą.. Teraz, to ja nie mam z nimi kontaktu.. Zerwali ze mną kontakt, po tym jak wyjechałam do Sosnowca. Nie rozmawiałam z nimi o 3 miesięcy, nie licząc telefonów od mamy po wypadku.- łza samoczynnie spłynęła mi po policzku. Ja naprawdę tęskniłam za tym wszystkim. Za rodziną. Za przyjaciółmi. Za odbijaniem piłki o ścianę stodoły, za tym wioskowym klimatem, za świeżmy powietrzem. Ale nie zamierzałam nigdy powrócić do tych sytuacji, które mnie spotkały… Bo to naprawdę bolało, a drugi raz tego nie przeżyję.
- Po tym co usłyszałem. Wow! Tego nie widać po tobie! Jesteś taka silna i opanowana. – zaczął trener.
- A na boisku czuję się wolna i nie poskromiona. Każda piłka uderzana o parkiet to te wszystkie emocje, które we mnie siedzą.. te przeżycia, które mam nadzieję, że już nie wrócą.. – nim się spostrzegłam zaczęłam płakać. Anastasi podał mi chusteczkę.
- Słuchaj! Ty się nigdy nie poddawaj. Przecież, przecież ty jesteś świetna! Zrozum to. Po mimo wszystko i mimo wszystko. Bardzo się cieszę, że ciebie poznałem.- uściskał mnie  na pożegnanie. Wyszłam. Za nim się spostrzegłam przede mną stał Bartek, który od razu, kiedy zobaczył moje łzy, przytulił mnie, uniósł na rękach i tak przytuleni staliśmy kilka chwil. Zrobiło się naprawdę romantycznie. Zdawało mi się, że dookoła nic nie ma. Tylko my po środku pustki.
-Ty jesteś najważniejsza! Ty. Nikt inny. – szepną i postawił mnie na ziemię.
- Dziękuję, że jesteś.- powiedziałam cicho wycierając łzy.
- Nie ma sprawy. Jestem Kuraaś.. w końcu.- miało zabrzmieć wesoło.. zabrzmiało ponuro.. bez uśmiechu. Tak bez niczego. Chociaż były uczucia. W tym momencie, sam Bartek pocałował mnie.  Jego usta dotknęły moich mokrych od łez warg. W jednej chwili poczułam motylki w brzuchu. Stałam patrzyłam na jego niebieskie oczy… Ale nie wytrzymałam. Zbiegłam po schodach, biegłam prosto do swojego pokoju. Za sobą słyszałam tylko krzyk Bartka:
-Czekaj! Stój! Kasia, przepraszam!
Tylko za co on mnie przepraszał? Za to, że spełnił moje oczekiwania.. szkoda, że on nie wie co do niego czuje… 
__________________________________

Jak wam się podoba? :D Nowy post, nowy wygląd. Trochę dłuższy od pozostałych, ale mam nadzieję, że nie zanudzam. Mam do was jedno prośbę, jeśli wam się podoba.. komentujcie. To naprawdę wspiera i pozwala pisać nowe różności, a bez komentarzy czuję, że wam się znudziło. Nawet jeden wyraz to już coś :))) Czekam na wasze opinie. Pozdrawiam :***

1 komentarz: