Rozdział
XIX
Pomeczowe emocje już opadły. Nie było przecież po co się
aż tym tak fascynować. Od tej pory nienawidzę udzielać wywiadów. I dawać
autografów. Od tej pory wiem jak się czuł Kuraś po każdym z meczów.. Czy to
reprezentacyjnych czy klubowych. Grałam podobno fenomenalnie, jednak sama tego
nie czułam. Sądziłam, że muszę jeszcze wiele poprawić, nauczyć się dużo więcej
rzeczy. Jednak osoby z mojego otoczenia sądziły inaczej; „Kasia! Jesteś
gwiazdą!”.Tak. Gwiazdą, która nie zdążyła zasmakować prawdziwej siatkówki.
Wystarczył jeden mecz, jedynie dwie godziny, bym stała się na zawsze częścią
siatkarskiego świata. Szkoda tylko, że nie byłam na to gotowa…
Po meczu powinnam tryskać energią i
radością. W tym jednak przypadku było inaczej. Zamiast świętować, poszłam do
pokoju. Chcą przemyśleć, podsumować pewne rzeczy nie spodziewałam się takiego
obrotu sytuacji. Miałam się cieszyć? Nie cieszyłam się. Tą gorycz przepełnił
fakt, że miałam jutro stawić się na badanie. Mój entuzjazm znikł. Chociaż w
ogóle go tam nie było.
Wchodząc do pokoju, nie
spodziewałam się, że spotkam w nim Bartka. Dziewczyny poszły świętować, ja nie
miałam ochoty na to wszystko. Pomimo nalegań, nie zgodziłam się.
Wracając do faktu wejścia do
pokoju. Na samą myśl, że pójdę pod prysznic i odwiedzę łóżko, robiło mi się
ciepło na sercu. Ale gdy na swoim łóżku spostrzegłam MOJEGO chłopaka, całe
marzenia o tym jak to byłoby gdyby.. znikły jak kamfora:
- Hej Skarbie! – wstał i mnie
uściskał- Jak tam po meczu.?
- Em.. dobrze.- szepnęłam mu do ucha
ledwie łącząc sylaby tego nie zbyt poprawnego gramatycznie sformułowania.
-Ej. Co jest? Zmęczona? – udał
zaskoczenie.- Nie dziwię się. Grałaś .. grałaś .. po prostu ..
- Fenomenalnie? To chciałeś
powiedzieć?- wyrwałam zdanie, przerywając mu w pół słowa.
-Skąd wiesz?- siadając na łóżko
spojrzał dosyć nie pewnie na mój chód.
- Em.. przeczucie? Dzisiaj tysiące
razy to już słyszałam.- nie wiem co mi się stało, ale w pewnym momencie zaczęło
mi się robić słabo..
-Ej. Kotek?
Co się dzieje??-zapytał przejęty Bartek. To były ostatnie słowa, które
zapamiętałam. Musiałam zemdleć.
Obudziła mnie rozmowa doktora z
Kasią. Przypomniał mi się film „Nad życie”. Chociaż ja nie byłam Agatą, nie
miałam swej miłości, a tym bardziej nie byłam w ciąży.
Otwierając jedno oko nie mogłam
uwierzyć. Byłam w szpitalu. W szpitalu dla sportowców. W Spale.? Jak mnie
nigdzie nie wywieźli to tak. Obok mnie była tylko Kasia. Nikt po za tym. Czułam
się porzucona przez rodziców, rodzinę. Tak naprawdę miałam tylko Kasię. Chociaż
ona była zupełnie dla mnie obca. Traktowałam ją jak swoją .. mamę.
- No widzi pani. Zemdlenie może być
spowodowane wczorajszym meczem, stresem.. pewnym przesileniem. Bądź co bądź
wykorzystała dużo energii. W każdym bądź razie dzisiaj miała stawić się na
badania. Jutro będzie gotowa do treningów.
- To wspaniale! – odpowiedziała
Kasia.
- Widzi pani..Obudziła się. Teraz
możecie chwilę poczekać, a ja załatwię parę formalności i wykonamy te badania.
Potem możecie wracać do ośrodka. Zostawię was same.- powiedział zamykając drzwi
Sali.
-Dobrze. To jak się trzymasz młoda?
Wszystko w porządku?- zadała mi te pytanie troskliwie, niczym matka troszcząca
się o swoje dziecko.
-Jest już dobrze. Za dużo wczoraj
się działo. A tak w ogóle .. gdzie jest Bartek?- zapytałam udając nieco
zaskoczoną, że go tu przy mnie nie ma.
-Jest na korytarzu. Czeka na
ciebie.
- Jestem z nim od dnia, a mam
wątpliwości. Nie wiem czy jest sens ciągnąć to, chociaż ledwo co się zaczęło.
Mam siatkówkę..Na razie chcę skupić się na treningach i mistrzostwach.
- Słuchaj. Jesteś nastolatką, ty
nie powinnaś się teraz niczym przejmować. No ewentualnie szkołą, ale to jest
tylko taka jakby praca.. którą trzeba wykonywać. Teraz to ty się powinnaś
bawić! Szaleć. Mieć chłopaka.. treningi powinny to tylko dopełniać. No bo co jak
co ale siatkówka cię nie przytuli…
- Ani nie zrani, nie upokorzy, a na
dodatek da mi bardzo dużo szczęścia i uśmiechu na co dzień.- dokończyłam jej
puentę.
- No tak. Ale za kilkanaście lat
będziesz żałować, że nie brałaś z życia więcej. Dobra przyszedł doktor. Idziemy
na badania. –zaśmiała się.
Niby nic. Zwyczajne zdania.
Poczułam się lepiej.. poczułam się tak, jakbym w końcu kogoś obchodziła.. nigdy
nie miałam takiej rozmowy z moją mamą.. ja jej po prostu do tej pory nie
obchodzę.
-Zapraszam
na badania.- za drzwi wyjrzał rozbawiony doktor. My we dwie wybuchnęłyśmy
śmiechem z niewiadomego powodu.. jak zwykle!
Grrr.. Nienawidzę aparatury, igieł,
krwi… do tego po wypadku mam dość.. Wszystko kojarzy mi się z tym, że przez ten
wypadek mogłam na zawsze przestać chodzić i stracić marzenie o zostaniu
siatkarką. Nie chcę obwiniać kogoś o winę. Nikt tego nie chciał. Stało się tak
jak miało się stać, sama uważam, że wszystko to jest gdzieś zapisane. Każdy
człowiek musi upaś, aby z powrotem się odrodzić i zacząć tak jak miał
zacząć przed upadkiem. Mi wychodziło to całkiem nieźle.
Badanie krwi. To było kluczem tych
znienawidzonych badań. NIE! Nie lubię jak mnie kłują, tylko po to aby pobrać
trochę krwi do tych cholernych badań! Co chcą tym uzyskać? Nie wiedziałam, że
to się tak potoczy…
Badania miałam dostać na pozór
szybko. Sama się zdziwiłam. Papiery najpierw poszły do trenera, potem wróciły
do mnie. Nie wierzyłam własnym oczom…
- Mam dla pani przykrą
wiadomość-powiedział nie pewnie doktor, który dwie godziny temu mnie badał.
- Tak słucham?- z niepokojem w
głosie wybełkotałam dwa słowa. Obok mnie był Bartek i Kasia.
- No więc.. jak by tu zacząć. Ma
pani .. pani ma..- ciągną i ciągną..
- Może pan powiedzieć co jej jest!-
krzyknął Bartek.
-Spokojnie. Na pewno nic takiego.- powiedziała
Kasia, która pomimo że wszystkich uspokajała sama nie była taka spokojna.
- No więc. Proszę się tylko nie
denerwować. Ma pani.. Białaczkę. – ostatnie słowo brzmiało jak wyrok. Wyrok
rzucony od tak. Nic bardziej tak mnie nie dobiło. Łzy same zaczęły lecieć mi po
policzku… nie to nie mogło być moje badanie. Przecież.. ja jestem za młoda na
to wszystko.!!!!
- Ale ona jest naprawdę wcześnie
wykryta. Nic pani na razie nie dolega.. Ale trzeba będzie jak najwcześniej
zrobić przeszczep szpiku, aby zmniejszyć ryzyko.- uspokajał mnie doktor. A mnie
tuliła Kasia. Bartek zmył się za nim doktor powiedział, że niby mi nic nie będzie. Świat w jednej chwili
się zawalił. Pękł jak bańka mydlana w pokoju u Ani.
No to się porobiło... :(
OdpowiedzUsuńDlaczego tak okrutną chorobę dla niej wybrałaś!? ;p
Zobaczymy jak to wszystko się potoczy...
Zapraszam do mnie:
milosc-mimo-wszystko.blogspot.com
Pozdrawiam ;*
Zapraszam na nowego bloga :)
OdpowiedzUsuńhttp://my-love-volleyball.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*