sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 32



Jak powiedziałam.. pomyślałam. Tak zrobiłam. Podbiegłam do Kasi, która chyba znalazła sposób na dogadanie się z dziewczynami. Podbiegłam do grupki wysokich dziewczyn. W końcu SIATKARKI!
- Hej.- przywitałam się ciepło.- Jak tam?
- Ogólnie dobrze. Ale nie za dobrze.. Ogólnie do zajebiście!- zaśmiała się Maja.
- To Bardzo dobrze, że dobrze, ale niedobrze, że nie za dobrze.- brnęłam w te zdanie, które tak naprawdę nie miało sensu, a ciągnęło za sobą same dobrze i nie dobrze.
-Dobra staaarczy.- uśmiechnęła się lekko Maja.
- Też tak myślę.- prychnęłam.- Co powiecie na małe zakupy? Do treningu ponad godzina, więc mamy czas, nie?
-No czemu nie.- wtrąciła się Kasia.- Możemy iść.- uśmiechnęła się w moim kierunku. Ja odpowiedziałam tym samym. Uśmiech tu, w reprezentacji, stał się moją domeną. Kiedyś po prostu nienawidziłam swojego wyrazu twarzy. Teraz czuję, że to pokochałam. Zero zmartwień, zero ubliżania.  Robię to co kocham. Czy to nie piękne?
Droga po zakupy, MAKABRA! Dlaczego? Po te dziewczyny są zajebiste! Nigdy nie widziałam grupki dorosłych kobiet, które śmieją się z byle czego! A to jedna się potknęła, a to druga coś powiedziała. Taki grupowy atak głupawki (co się zdarza, kiedy masz przy sobie tak pozytywnie nastawionego człowieka). Miny ludzi idących, BEZCENNE. Ale oni są przyzwyczajeni do siatkówki… W końcu to Bełchatów.
Doszłyśmy do galerii.  Poprze chadzałyśmy się po sklepach, przymierzyłyśmy kilka rzeczy. Nic sensownego nie kupiłam z dwóch powodów.. po pierwsze.. brak środków.. a po drugie brak kasy.. co znaczy, że mówię to samo.. nie mówię. PISZĘ! Kaśka.. przyzwyczaj się, że ty piszesz.
Dziewczyny.. zasobne w poważne kwoty pieniężne, wyniosły coś ze sklepów. Ja jedyna nie miałam torby. Miałam około dziesięciu złotych. Kasia zaproponowała, że jak jesteśmy w centrum.. przydałaby się kawka.. kawunia.. kawuuuusia. Ona kocha ten specyfik,  a on kocha ją. Znaczy.. Boże.. piszę bezsensu.
Kawunia. Miałam kilka złotych skusiłam się pomimo mojej niepełnoletności. Mała kawka nikomu nie zaszkodziła, nie? I bez mleka… żeby nie było. Tylko na taką stać mnie było… Tu kawa kosztowała osiem złotych… mój cały majątek.. Eh.. A tak na marginesie nigdy nie piłam kawy, ale jej gorzkawy smak uwiódł mnie i omamił. Przesadzam.. zwyczajnie posmakował mi ten jej aromat. Szkoda, że się skończyła.
-Czas wrócić.. piętnaście minut drogi.. zostało tylko dziesięć do treningu!! – spanikowana ruszyła Paulina.. zatrzymała się- A co wy chcecie spóźnić się na trening? Makowski nas oskalpuje!
-No dobra.. Biegniemy! Dziewczyny biegniemy!!! – zawołała  Karolina.
- Dobrze było.. szkoda, że się skończyło.- posmutniałam. – A wy macie biec z tymi torbami?
-Ja nie mogę!- złapała się za głowę Kasia.
- Ty musisz.. nie możesz.- prychnęłam.
-Nie w tym rzecz.. zakupy zostawiłam na tam tej ławce. – pokazała mi ławeczkę gdzie siedział jakiś mężczyzna. Nie dotykał toreb… robił tylko zdjęcia.
- Spokojnie.. Ja po nie pójdę. Ty biegnij!- uśmiechnęłam się lekko. Kasia bez namysłu ruszyła w stronę grupki dziewczyn biegnących do ośrodka.
-Dziękuję! – krzyknęła.
- Nie ma za co.- powiedziałam sama do siebie i podbiegłam do Pana siedzącego na tej ławce.  Miał kapelusz nie widziałam jego twarzy..
- Przepraszam, to pani rzeczy?- zapytał nie odrywając się od aparatu. Wydawało się, że obiektyw był skierowany na mnie.
- Nie przyjaciółki.. prosiła mnie, żebym po  nie wróciła.- odpowiedziałam najmilej jak tylko potrafiłam.
- Miła i do tego jaka fotogeniczna.- o matulu! To Mariusz Wlazły !!
-Nie wierzę. To pan! Pan Mariusz! – nie mogłam powstrzymać się od delikatnego podniesienia swojego głosiku.
- Tak.- wstał, podał rękę.- we własnej osobie.- A ty?
-Kasia.. Katarzyna..Mniejsza o nazwisko… Podziwiam pana! Zawsze chciałam pana spotkać! Kocham Skrę. – wybełkotałam.
-taa..- odrzekł smutno.- To co mam dać autograf?- powiedział z irytacją.
- Nie.. proszę tylko o szybki dojazd.. Ja nie zdarzę na trening! – tupnęłam nogą i pokreśliłam ostanie słowa tego zdania. Kompletnie jak mała dziewczynka.
-Teraz to ja nie wierzę!- uśmiechnął się. – Kasia.. Mówi mi coś te imię.- milczałam. Zastanawiałam się co mi powie.- Wiem! – odwrócił głowę i się zaśmiał. – Ta młoda… siatkarka? To o tobie trąbili w gazetach , wiadomościach i takie tam?
- Niestety. – odpowiedziałam ze smutkiem.
-Widziałem jak grasz.. To coś niesamowitego.- w tym momencie przerwałam mu.. Jeju.. jak ja śmie przerywać dla żywej legendy polskiej siatkówki. I dla kapitana mojej ukochanej Skry! Jednak.
- Przepraszam pana..  Ale do ośrodka jest spory kawałek.. A do treningu nie całe pięć minut..- usiadłam na ławce.- Trener Makowski mnie zabije.. Oskalpuje.. A i wymęczy.
-Spokojnie.- poklepał mnie po ramieniu.- ja cię podwiozę. Tu stoi mój samochód.- wskazał na ekskluzywne autko.- Mam nadzieję, że zdążymy.- wziął torby i poprowadził mnie pod swoje autko.
-Wsiadaj.. – otworzył mi drzwi.- Nie krępuj się.- uśmiechnął się. Cudny jest ten uśmiech. Ale drogi panie Wlazły.. Ja nie mogę się krępować, bo ja muszę na trening! Nie obejrzałam się.. on był już za kierownicą i przekręcał kluczyk w stacyjce. – To co. Ten demon szybkości pokona ten dystans w minutę.
-Jak będzie tak jak w tej reklamie… to wątpię.- zaśmiałam się
- I jaka dowcipna.- prychnął.- Zapinaj pasy.. Jak zapłacę mandat to dzięki tobie.- No i wyrwał. Chciałam krzyczeć. Ale nie wypada.  Droga była tak wyboista, że dało się odczuć ból w okolicach mojej głowy.. Kask przydałby się panie WLAZŁY!
Dosłownie w minutę pokonał ten dystans. Gdy byliśmy już na miejscu, a były tylko dwie minuty  do treningu.. chwała Bogu, że miałam strój sportowy w torebce. A teraz przypomniała się mi piosenka.. ale to nie te miejsce.
-Dziękuję panu bardzo.- powiedziałam w pośpiechu i wyrwałam, zapominając tego co miałam przynieść dla Kasi.
- Nie ma za co. – wykrzyczał. Zamkną drzwi i odjechał. On najwyraźniej też zapomniał.
A ja biegłam na łeb na szyję. Została minuta. Zdążyłam  tylko je nałożyć, buty zawiązywałam w podskokach w drodze na trening. Wyglądało to zapewne śmiesznie…
Zdążyłam! Hip Hip hura! NA cześć wielkiej Kasi! Ustałam w drzwiach. Trener rozmawiał z zawodniczkami.   Ja kończyłam sznurowanie swoich bucików. Śliczne!  Do rzeczy!  Trener Makowski przerwał rozmowę i wszyscy patrzyli się na mnie z miną typu- o.O .
- No i jak? Zdążyła! Wierzyłam w nią! – uścisnęła mnie Kasia.
- Oo. Punktualna. Możemy zacząć…- Tym samym zaczęła się makabra.. Wycisk.. Ale w końcu to hala.. Kocham takie pomieszczenia. Oby był parkiet, siatka i piłka.. dobrze byłoby, żeby było jeszcze z kim grać.. Ale. Zostawiam to zdanie bez dokończenia. Po prostu kocham siatkówkę.- jako odpowiedź na wszystko. AMEN.
* po treningu.
- Nie wierzę! Jak ty zdążyłaś? My byliśmy tu dwie minuty przed treningiem!- krzyknęła z oburzeniem ( takim dobrym.. chociaż nie wiem czy istnieje dobre oburzenie.) Maja.
- Ma się swoje sposoby.- uśmiechnęłam się sama do siebie.
- A gdzie są te moje zakupy?- zapytała Kasia.
- Ja nie mogę.- złapałam się za głowę.
-Co się stało.?- zapytała Kasia, przysiadając się obok mnie na ławce w szatni.
-Torby zostały u Mariusza w samochodzie.- powiedziałam smutno.
-Jakiego Mariusza?- zapytała ze zdziwieniem Maja.
-Wlazłego.- odpowiedziałam z rezygnacją.
-Czekaj.. To ten siatkarz.. Był taki siatkarz?- zapytała z zastanowieniem Paulina.
-Tak dokładnie- odpowiedziałam. Przynajmniej Paulina nie musi myśleć.
-Co teraz?- zapytała ze smutkiem Kasia.
- Sama nie wiem. Skończyła się ochota na kolację.. – powiedziałam.- Załatwię to..
- Nie musisz.. nic tam ważnego nie było. Tylko ciuchy – uśmiechnęła się delikatnie Kasia.
- Ja schrzaniłam.. Ja naprawię- powiedziałam i zaczęłam się przebierać.
- A prysznic.?- usłyszałam głos Eweliny.
- Wezmę w pokoju.- opowiedziałam. I wybiegłam z szatni z torbą na ramieniu.
Wybiegłam przed ośrodek. I tak tędy trzeba było chodzić, aby dojść do naszych pokoi, stołówki. I takich tam innych pomieszczeń.
-Coś zostawiłaś!- krzyknął głos za pleców.
- Tak.- mrużyłam oczy. To był ten siatkarz.. jak go określiła Paulina. Podbiegł do mnie z moim pakunkami. Znaczy.. pakunkami Kasi.
- Proszę.-wręczył mi do rąk sznurki torebek.
-Dziękuję bardzo i przepraszam za fatygę.- rzuciłam niepewnie.
- Nie ma sprawy. Nic się nie stało.- uśmiechnął się- Ważne tylko czy zdążyłaś na trening…
-Tak zdążyłam.. – powiedziałam z uśmiechem.- Co do sekundy.
- I się cieszę. – powiedział z uśmiechem.. znowu.. Ja się zabiję dla tego uśmiechu!!!- nie będę cię zatrzymywał. Zresztą ja też muszę jechać po synka. To do zobaczenia.
- Do zobaczenia. I .. jeszcze raz dziękuję.- powiedziałam.
- Nie ma za co.. zresztą już to mówiłem.!- odpowiedział wsiadając do samochodu.  Miły człowiek z tego Wlazłego.. Każdy siatkarz jest dobrym człowiekiem, tylko trzeba dać mu powody do tego.
Szybko przemknęłam przez korytarz..podwórko i korytarz.. byłam już pod pokojem. Przekręciłam kluczyk i weszłam. Nie byłam głodna, nie pobiegłam na kolację.  Torby położyłam przy łóżku i weszła do łazienki, aby w końcu wziąć ten prysznic!
Dobra. Po prysznicu. Wyszłam z łazienki.. oczywiście umyłam ząbki.. więc żadnych sugestii!  Zmyłam też makijaż i przyodziałam się w pidżamę. Tak.. wioska mną przemawia.. piszę jak moja babcia.
Kasi jeszcze nie było. Położyłam torby na łóżku.
Otworzyłam laptop i usłyszałam otwierające się drzwi. Zamknęłam laptop.
- O jesteś już.- powiedziałam z uśmiechem na ustach.
- Kolacja była nie dobra.. nie żałuj, że nie poszłaś- uśmiechnęła się Kasia.- A i nie przejmuj się..- przerwała
- Czym mam się nie przejmować?- zapytałam  z udawanym zaskoczeniem.
- A jednak! Załatwiłaś te torby..
- Jakby to powiedzieć… same do mnie przyszły.- prychnęłam.
- Wiesz.. mam coś dla ciebie.- i podała mi torbę ,a w niej ta bluzka, która tak mi się podobała.. Oczywiście zapakowana tak jej pozostałe rzecz.
- Wiesz.. nie musiałaś.- odpowiedziałam z zakłopotaniem.
- Musiałam. Trzymaj i się ciesz.
- Dziękuję ci!- wstałam i ją przytuliłam.
-Nie ma za co.- odpowiedziała. Po chwili zaczęła przeglądać swoje rzeczy zakupione w dniu dzisiejszym.- Czekaj.. ale to nie moje!
- Moje pewnie też nie.
- Skra? Czekaj..-zamyśliła się- To nie ten klub siatkarski?- zapytała się.
- No tak, a co?
- Bo ta torebka ma logo tej Skry.- prychnęła..
-Ja żadnych zakupów nie robiłam.- zaparłam się, jak tylko mogłam. Jak to mogłam być ja skoro ja nic nie wydałam!
- Czekaj.. tu jest liścik.- powiedziała.- słuchaj: „Dla zwariowanej i cholernie uzdolnionej siatkarki. Mówiłaś, że kochasz Skrę, to proszę. Kilka drobiazgów ode mnie. No i piękne zdjęcia zrobione dzisiaj. Mariusz”. Jak miło.
- Pokaż mi to.- wzięłam pakunek od Kasi. Faktycznie. Kubek, ramka, zdjęcie z autografem, breloczek, szalik i koszulka, no i bluza skry… ile to musiało kosztować!  A i zdjęcia ze mną. Nie powiem ładnie wyszłam.. ale żeby je wywoływać? I na dole podpis „Mariusz Wlazły Photography” Żyć nie umierać. Nowa przyjaźń.. znajomość. Życie jest piękne. Kolejne marzenie, można uznać za spełnione. 
_______________________________
I jak podoba sie :D Ostatni rozdział w tym miesiącu, wyjeżdżam daleko.. na ostatni tydzień przed szkołą ;p Tam brak internetu, za to blisko granicy białoruskiej. ;> Będę 31 sierpnia. wtedy może coś naskrobię,, ale nie obiecuje ;)) 
Bay słodziaki :** Siatkarskich dni *,*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz