Wtaraskanie walizy pełnej różnych różności na 3 piętro… Oh
god. Ma się moc w mięśniach. I’m Pudzian! Yeeah. Przydały się te godziny
spędzone w siłowni i przewalanie tego żelastwa. Widać skutki. Chwała Bogu, że
ta walizka ma kółka. Yep.
Zaskoczyło… może zszokowało.. Pokój miałam z tą samą
wariatką co zawsze. Pani kapitan ustawiła pokoje. Nie ładnie. Skowronek, ty
chytra bestio.
Rzuciłam się na łóżko… Jeju jak wygodnie! Proszę cię, daj mi
odpocząć ale nie! Do pokoju wleciała kamera razem z Krzyśkiem Wanio.
Przepraszam PANEM Krzyśkiem.
-A tutaj mamy gwiazdy polskiej reprezentacji.- musiało
wyglądać to zabawnie, bo na łóżku leżałam na brzuchu, a więc tyłem do kamery.
Schowana w poduszce prawie zasypiałam.
Ale nie trzeba wsadzić język i coś powiedzieć.
-Jakie gwiazdy? Pan się pomylił!- wybełkotałam do poduszki.
- Co? Hm? – zdezorientowany wyszczerzył się w moją
stronę. To znaczy w stronę mojego tyłu.
-Przepraszam pana, ale aktualnie pragniemy odpocząć.-
zaśmiała się Skowrońska.
- Dokładnie- poparłam ją, nie wiedzieć czemu wymachując
rękami.
-Widzi pan, jej ta podróż na głowę się już rzuciła, a jak
nie odpocznie, kogo postawimy w jej miejsce?- zaśmiana rzuciła w stronę Wani.
-Niech pan opuści to pomieszczenie! .. A i każde
udostępnienie tego nagrania będzie karane śmiercią z rąk własnych, to znaczy
moich!- wybełkotałam ponownie do poduszki i pogroziłam palcem.
- O jaka młoda. A jaka wygadana! Chyba panienka nie wie, że
kara śmierci jest w naszej cudnej Polsce zabroniona?- rzucił Wanio.
-Cudna Polska, dobre sobie- zaczęłam się śmiać.- Ma tylko
cudowną siatkówkę.
- Jaka skromna!- prychnął.- zostawmy nasze GWIAZDY, niech
odpoczną. Do zobaczenia później.
- To znaczy nigdy!?- syknęłam. Drzwi się zamknęły. Obie z
Kasią patrzyłyśmy się w bialuteńki sufit.
Nic ciekawego nie wymyśliłam. Tak.. Ja MYŚLĘ. Nie będę zanudzać was
przemyśleniami na temat marzeń, siatkówki i całej tej mojej opowieści. Ale
wiedźcie jedno. Same one się nie spełnią. TROSZECZKĘ trzeba im pomóc.. Tak jest
ze wszystkim.
Czas zejść na obiad. Żałuję, że na korytarzu nie widać
znajomych mordek. Eh.. oni zostali w Spale. A ja jestem w Bełchatowie. No cóż.
Zasiadłam do pierwszego lepszego stolika, z talerzem pełnym…
sałatki z krewetkami. Mniam. Z tego dania trzeba przeżyć trening, a potem do
kolacji. Damy radę. Woda w torbę i wio.
Siedziałam sama. Kasia musiała załatwić coś z trenerem, a
tak w ogóle ona miała prowiant ze Spały i nic nie chciała jeść. Tak to się robi
jak jest się kapitanem kadry narodowej.. ma chody wszędzie. WSZĘDZIE.
Po obiadku, idziemy na trening. Miałam wrażenie, że już tu
kiedyś byłam w tym miejscu, chociaż nigdy nie miałam okazji być w Bełchatowie…
Deja vu… Bez problemu dotarłam na salę. Czułam się tak jak prawdziwa siatkarka…
A przecież ja nią byłam. Takie dziwne uczucie. Marzenia się spełniają.
Rozgrzewka. Potem ataki. Kontynuacja zagrywką, przyjęciem,
wystawą, blokiem i… milion powtórzeń. Potem 3 szybkie sety, które w nie
wiarygodny sposób przegrałyśmy. Słabiutko.. Ale przecież najlepszym się zdarza.
Zmęczona weszłam do szatni, położyłam torbę i poszłam pod prysznic. Obok były
inne dziewczyny, które już delektowały się bełchatowskim ukropem, czyli wodą
zimną jak jasna cholera. Chcesz iść do wojska? Zapraszamy pod bełchatowski
prysznic. Całują Siatkarki.
Potem kolacja. Nie mogłam pogodzić się z tak słabą grą, więc
poszłam do trenera i mówię, że chcę poćwiczyć zagrywkę. On do mnie nie ma
sprawy i w ogóle. No to hop. Idziemy na salę bierzemy kosz z piłkami i
ćwiczymy.
Zagrywka z wyskoku. Zmora. Raz się udaje, raz nie… Właśnie
dlatego przyda mi się dodatkowy trening samej zagrywki, sam na sam z mikasą i
salą.
Rozgrzanie barku. I… Hop.
Kilkadziesiąt powtórzeń.. Starczy na dziś.
Usiadłam na ławce. Za plecami miałam trybuny. Też nie
zauważyłam, że ktoś za mną stoi. Ręcznik miałam założony na głowę i tak
siedziałam. Tylko nie tak jak sobie pewnie teraz wyobrażacie. Po prostu, moja
twarz musiała doznać czegoś przyjemnego i jak każdy sportowiec po wysiłku
wyciera się od potu, tak też ja.
-Jeszcze za mało treningu?- zadał głos za moich pleców.
Odwróciłam się.
-A to pan. Widocznie. Chcę być ociupinkę lepsza.. Czy to coś
złego?- tym głosem był pan Wanio, który tak mnie bardzo wkurzył ze swoją
kamerą. Ale był bez niej. Sam.
- Nie.. no coś ty.. Ale po co drugi raz oszlifowywać oszlifowany diament? Przecież to
niedorzeczne.
- Chyba, że ten diament nie jest oszlifowany.
- Nie jestem jubilerem, ale talent dziewczyno to ty masz.-
powiedział
-Pan mówi poważnie?
-Tak. Z całą powagą. Ty masz dopiero szesnaście lat.. jesteś
w kadrze najmłodsza.. Na ME będziesz najmłodsza.. A jesteś lepiej utalentowana
niż niektóre seniorki! Marzeniem dziewczyn w twoim wieku jest w ogóle granie w
siatkę! A ty poziomem dorównujesz seniorkom. Czy to tak naprawdę trudno
zauważyć?
- Nie lubię sama siebie oceniać. Więc tylko krytykuję. –
odpowiedziałam z uśmiechem.
- I właśnie dlatego zapraszam cię jutro na wywiad.
- WHAT?!- zapytałam zaskoczona.
- Tak. Na wywiad.- powiedział.- Ja już lecę, a ty się
trzymaj. Widzimy się jutro.
CO?! Pierwszy wywiad. Nigdy nie udzielałam wywiadu, nie
licząc tego do szkolnej gazetki, jak z dziewczynami zdobyłyśmy mistrzostwo, a
ja dostałam MVP. Ale ja?
Czas wrócić do pokoju. To znaczy. Na kolację, za pięć minut
mam kolację.
Sama przemknęłam po przez ciemny korytarz, a że trzeba było
przejść przez podwórko, to wbiegłam przez główne drzwi i na lewo miałam
stołówkę. Szybka kolacja i na siłownię. Dziewczyny siedziały same, tak jak ja
siedziałam sama. Kasia była zajęta, a
inne seniorki nie pałały sympatią do mnie. Nie każdego można w końcu kochać nie?
*po treningu na
siłowni
Szybko minęło, może dlatego, że trzeba odpocząć, bo jutro da
nam niezły wycisk. Tak więc posłusznie poszłam do pokoju, wzięłam prysznic
i grzecznie umyłam ząbki. Zmyłam makijaż, przeczesałam włosy i położyłam
się. W tym momencie weszła Kasia, które powtórzyła moje czynności. Po mimo
takiej różnicy wieku, byłyśmy jak siostry.
Jest 22. Nie śpię. Kasia, chyba też, bo przewraca się z boku
na bok.
-Śpisz?- szeptem zadałam proste pytanie.
-Nie mogę.- odparła.
-Tak jak ja.
-A co ciebie męczy?
-Sama nie wiem.- rzuciłam. – A ciebie?
-Dziewczyny z drużyny.
-Ale co się stało? – z zaciekawienia podniosłam głowę
powyżej kołdry, a rękę oparłam o głowę.
- Nie umiem się z nimi dogadać. Jak tak dalej pójdzie, WGP
będzie do kitu. A porażka oznacza… oznacza jedno. Moją porażkę jako kapitana.
Wiem, wiem, że to głupota, bo jako zawodowiec jestem przyzwyczajona do porażek,
ale ja nie mogę patrzeć na dziewczyny. Zero walki. Zero… a grają dla Polski,
no!
- To o to chodzi.- położyłam się na poduszkę patrząc w
ciemny sufit.
- Tak. A po ostatnim treningu nie przewiduję dobrej
gry. Siatkówka to drużyna, sama nie dam
rady wygrać całego turnieju.
-Rozumiem cię. Ale czas chyba odpocząć. Przecież jutro
ciężki dzień. Dobranoc.- powiedziałam zakrywając się kołdrą.
- Dobranoc.- odpowiedziała, przewracając się na drugi bok.
***
Czas zacząć ten dzień, zwlec się z łóżka i jakoś to
rozpocząć. Poczłapałam do łazienki, ogarnęłam się trochę, była dopiero 7 więc,
całkiem niezły czas. Przebrałam się od razu w dres, i tak miała być siłownia po
śniadaniu, więc po co kilka razy robić to samo? Zrobiłam tak jak uważałam,
usiadłam na łóżku i odtworzyłam swój laptop. Bialutki Samsung zachęcał do
wejścia w wirtualny świat. Ale ta muzyczka z Windowsa, dobija.. szczególnie z
7.. ehh.. Ta muzyczka obudziła panią kapitan, która zwlokła się z łóżka i nie odzywając
się poszła do łazienki.
Stare dzieje na facebooku, a na pozostałe stronki nie chce
się wchodzić. Jeszcze twitter. CO?!
Ponad tysiąc obserwujących.? Postęp.. Starczy wirtualnego świata.. lecimy na
śniadanie.
-Gotowa?- krzyknęłam z łóżka w stronę niedomkniętych drzwi
łazienki.
- Już prawie.- opowiedział głos z łazienki. Podeszłam,
ustałam przy futrynie i patrzyłam się w lustro.
- Po co to robisz?- zadałam jej niezbyt zrozumiałe pytanie.
- Ale co?
- No po co się malujesz?
- Mam to za pewne po mamie. Ona nawet do warzywniaka
wychodziła pomalowana. –zaśmiała się.
-Taa..- odparłam ponuro, ignorując odpowiedź.
- A co ci się stało.?- zapytała kładąc ostatnie pociągnięcie
na swoich rzęsach.
- Nie nic. Mama napisała do mnie SMS.
- A co w nim?- zapytała niezbyt zrozumiale.
- Napisała, że jestem beztalenciem nie mającym talentu do
siatkówki, a te moje durne odbijanie jest po prostu żałosne. Gówno wie, a się
wypowiada.- wiem. Chamskie to, że tak się odnoszę, ale który rodzic podcina
skrzydła dla swojego dziecka? TO jest CHORE! I to nie ja jestem chamska, a moja
rodzicielka.
- Nie obraź się, ale dla mnie to jest ostre przemieńcie! Jak
tak można..? W końcu przecież to twoja matka! Ja pierdole.. no jak? Jak można powiedzieć do swojej córki? –
przytuliła mnie, a ja znowu zaczęłam ryczeć. Ja już nie mam matki. Nie po tym
co mi mówi.
_____________________________________________
Tak,
ostania rozmowa miała miejsce dzisiaj u mnie... ja nie wiem jak można
podcinać skrzydła dla swojego dziecka, i mówić, że nie ma się talentu do
czegoś, nie mając w ogóle pojęcia o siatkówce?! To jest naprawdę
bolesne... i dołujące.. Nie mam w nikim wsparcia... a tu chcę
przynajmniej się odtworzyć, bo gdy zaczynam temat, bo wiem więcej o
siatkówce niż mama, ona mi że mam nie pyskować WTF? Nie zna się i
jeszcze mi przerywa... Tracę wiarę w to, że mi się uda... ;////////
Kasiaa.. ja w Ciebie wierzę. :) rób to co kochasz! spełniaj marzenia! jesteś naprawdę dobra. :) no i świetny rozdział oczywiście. ♥ // Ruda Monika. ;*
OdpowiedzUsuń